listopad, godzina 17:00, jakieś miasteczko w Ameryce południowej
~~O~~
Byłam bezrobotna. Wcześniej pracowałam na monitoringu w centrum handlowym. Po trzech upomnieniach, za podglądanie panów w kiblach męskich, wreszcie mnie wyrzucili. Zarabiałam mało, nie spełniałam się tam jako naukowiec, 16 godzin bez zmian... jedyne co mnie trzymało w tej pracy to widok tych dup. Ale i tak były kiepskie albo zasłonięte jakimiś spodniami co się w kroku kończyły. Co jest ładnego w takich męskich pół-spódniczkach? Teraz patrzę na to zupełnie inaczej, ale do dziś pamiętam jak to wtedy mnie brzydziło. Wielka Jane Woods, absolwentka najlepszych uniwersytetów w Stanach, naukowiec z tytułami... nie miała pracy. Domu nie byłam w stanie opłacać. Szukałam wszędzie pracy, ale nawet w takim McDonaldzie nie mieli dla mnie miejsca. Właściciel mieszkania groził mi komarnikiem.
Pewnego pięknego, słonecznego dnia... to znaczy... tak się zwykle w jakiś powieściach pisze... Pewnego burzowego poranka spacerowałam sobie przez miasto. Miałam wyrąbane na to, że jestem cała mokra. Miałam znacznie gorsze rzeczy na głowie. Woda spływała mi po oczach do tego stopnia, że nawet czasem nic nie widziałam. Nic nie widzenie doprowadziło do zabłądzenia w bardzo dobrze znanym mi mieście. "Znanym"... tak wtedy uważałam... brzydka, śmierdząca opuszczona dzielnica bardzo niezadbanych kamieniczek wyrosła mi przed moimi oczami. Najprawdopodobniej była to menelnia. No ale cóż... Chłód i wilgoć powietrza coraz bardziej dawały mi się we znaki. Na chwilę postanowiłam się ukryć pod dachem. Było to wtedy najniebezpieczniejsze wyjście, ale teraz uważam iż było to najlepsze, najwspanialsze, najcudowniejsze... na czym to ja... aha... wyjście z obecnej sytuacji...
Kamienica była faktycznie opuszczona. Nikogo w środku nie było... na może z jednym małym wyjątkiem...ale to zaraz.... Sucho i nawet przytulnie... gdzie nie gdzie stały stare meble... Dom wyglądał jakoby jego właściciel z niego nagle wyszedł i nigdy nie powrócił. Przez myśl przeszła mi myśl, jak krótki impuls, że jakby tu posprzątać to dałoby się tu spokojnie zamieszkać. W kuchni znajdował się cały sprzęt kuchenny i ku mojemu zdziwieniu, działający. W budynku był prąd i woda. Czyż nie wspaniale?! Znalazłam jakieś stare rachunki. Z nich wynikało, iż poprzedni właściciel dużo korzystał wody, ale był chyba jakiś margines bo po 5 dniach woda się kończyła. Minus dla mieszkania w tym miejscu. Postanowiłam pójść dalej.
Drzwi wyglądały zwyczajnie, jednak kiedy je otworzyłam (przy ogromnym wysiłku) okazały się być cholernie grube oraz, po późniejszych "badaniach", pancerne. Na środku pokoju zobaczyłam raj. Na podłodze znajdowały się setki tysięcy części od różnych komputerów, chyba około 200 monitorów... nie zważając, że jestem nie u siebie, że powinnam wracać do domu, że tu coś jest nie tak, wytarłam ręce i zaczęłam skręcać te wszystkie części. Nie wiem co mi wtedy odwaliło... może już wtedy moje zboczenie zawodowe dawało mi się we znaki... Od razu zrobił się porządek a ja miałam przed sobą sporo profesjonalnego sprzętu. Każda mała śrubka znalazła swoje miejsce. Podpięłam wszystko do prądu i ku mojemu zdumieniu wszystko sprawnie i prężnie działało. Byłam dumna ze swojej roboty. Nawet nie zauważyłam kiedy ze zmęczenia zasnęłam na środku podłogi dziwnej kamienicy. Obudziłam się cała obolała. Podłoga nie jest w końcu przeznaczona do spania. Rozejrzałam się dookoła siebie. "To jednak nie był sen" pomyślałam.
Przez trzy tygodnie dzień w dzień przychodziłam tam i składałam coraz różniejsze roboty i zabawki. Niestety, nie mogłam tak żyć w nieskończoność. Musiałam wybrać. Wznowić wielkie poszukiwania pracy, które pewnie skończą się niepowodzeniem czy zamieszkać w starej kamienicy. W całym swoim życiu posiadałam jednego kumpla. Sphinx (pomijając fakt, iż był niemową) zawsze uważał mnie za szaloną. To zawsze była moja myśl przewodnia. Dlatego właśnie już 3 godziny później byłam w kamienicy. Sprzątanie domu zajęło mi około 5 dni. Resztki pieniędzy zmarnowałam na środki czystości, części do komputerów oraz nieskończone zapasy kawy. Wykupiłam sobie również całoroczny karnet na basen w ramach codziennych kąpieli. Kiedy teraz tak sobie tak o ty myślę... miałam jeszcze lepsze widoczki niż na monitoringu. Ruszałam się, więc mięśnie mi nie zanikały. Było wspaniale, pomijając trzy małe fakty: byłam bezrobotna, bez grosza i w cudzym domu.
%%%%%%%%%%
Yo!
Tęskniliście?
Ja bardziej. Znając mnie, zaczęłabym Was teraz przepraszać, ale Wy pewnie macie tego dość. Co post to przeprosiny. Głupio mi z tego powodu. Ten blog miał być swego rodzaju "projektem". Polegało to na tym, iż od jednego wydarzenia do innego i koniec. Jeżeli wyrobię się w rok (szkolny), to będę pisać dalej i dalej i dalej... ale.. wychodzi jak widać... kiepsko... postaram się do czerwca napisać ile wlezie... ale cudów nie oczekujcie. Jestem małą zapracowaną Zuzu. Nawet na takie przyjemności jak blog nie mam czasu... smutam...
Koniec użalania się!
Do roboty!
Zuzu weź się w garść!
(o dziwo) Masz fanów i przynajmniej chociaż troszeczkę się dla nich postaraj!
Jak już pewnie zauważyliście dzisiejsze opowiadanie nie pasuje do reszty... na razie... Mam nadzieję, że się podobało :) Zachęcam do komentowania i zadawania pytań. To bardzo motywuje i przyśpiesza pisanie.
~CiaoOOOoOOOOOOOoo <3
Wasza Zuzu
~ Audycja zawiera lokowanie produktów