listopad, godzina 16:30, Londyn, Belsize Park,
Rozejrzałem się dookoła siebie. Na przejściu dla pieszych stałem ja (James Bond (Daniel)) i jeszcze jedna kobieta, która się do mnie uśmiechała. Spojrzałem przed siebie.
- Na bal? - zapytała bardzo pogodnym głosem.
- Ja?- odpowiedziałem zdziwiony.
- Tak. Nikogo tu więcej nie widzę... poza kierowcami - dodała śmiejąc się.
- Słusznie. Idę na bal. A pani?
- Idę."Pan" tańczący?
- To zależy co ma pani na myśli...
- Czy będzie "pan" tańczył taniec powitalny.
- Tak, będę. Mój numer to 28... gdyby... to panią interesowało ... A pani?
- Hmmm....?
- Pani numer. Jaki. Oczywiście jeśli można spytać.
- A...hihi.... eeeem... tak... Będę tańczyć, nawet ten taniec początkowy. Ale...
- Ale co? - w tym momencie kobieta weszła na jezdnię. Dlaczego? Ponieważ pojawiło się zielone światło. Poszedłem tuż za nią. Kiedy ją dogoniłem zapytałem znów:
-Ale co, co?
- Ja nie znam swojego numeru.
- ...
- "Normalni" ludzie nie wiedzą. Jest pan jakimś ważnym znajomym?
- Eee...
zaśmiała się.
- Spokojnie, lubię się droczyć.- chwilę po tych słowach sięgnęła do torebki. Wyciągnęła telefon, przeprosiła mnie i zadzwoniła na jakiś numer. Powiedziała coś na tyle cicho i niezrozumiale że wydawało mi się to trochę podejrzane. Po powiedzeniu kilku słów, rozłączyła się i schowała telefon s powrotem.
- To już tutaj. - pokazała palcem na mały budynek. Stał przed nim jeden mężczyzna.- Oki. Widzisz ten budynek tu o?
- Tak.
- To jest szatnia damska. A widzisz ten budynek tam o?
- Tak.
- To jest szatnia męska. Tuż za nimi stoi ogromna sala. Na niej będzie bal. Jakieś pytania?
- Tak. Czy tego "normalne" osoby nie powinny NIE wiedzieć? - zapytałem uśmiechając się.
- Jeżeli jesteś "normalny" to dostajesz zaproszenie i czytasz co jest na nim napisane. Tak, to wszystko właśnie z niego wiem. Ty tego nie wiedziałeś? - odpowiedziała śmiejąc się. Poklepała mnie po ręce i ruszyła w kierunku przebieralni damskiej.
- Do zobaczenia - odpowiedziałem i ruszyłem w kierunku przebieralni męskiej.
- Oby! - odpowiedziała wchodząc do budynku.
Gdy wszedłem do przebieralni wszyscy się odwrócili i na mnie spojrzeli. Odebrałem swój numer i karteczkę przyczepiłem do kieszonki marynarki. Wszedłem na salę i podszedłem do swojego stolika. Po ok. 3 minutach podszedł do mnie kelner i powiedział: "Martini z domieszkiem wódki. Wstrząśnięte, nie mieszane dla pana". Do stolika podszedł pewien mężczyzna i dwie kobiety. Razem w czwórkę siedzieliśmy i po jakiś 15 minutach na scenę wyszedł Jared Roll. Sala była już pełna. Przy stolikach, które znajdowały się przy ścianach, siedzieli po 4, 5 i 6 osób. Organizator powiedział piękną przemowę, złożył podziękowania, po owacjach, do mikrofonu podszedł pewien mężczyzna i zaczął wyczytywać numery par. Ja spokojnie czekałem na mój. "pani o numerze 5 oraz pan o numerze 17, pani o numerze 9 oraz pan o numerze 12..." i wreszcie "pani o numerze 23 oraz pan o numerze 28". Gdy podszedłem do ustawiającej się kolumny zobaczyłem ją. Tą samą piękna kobietę, którą spotkałem wcześniej, tą która w tym momencie miała na sobie cudowną suknię, tą która najpewniej ustawiła to że jestem z nią w parze, tą która najprawdopodobniej będzie chciała mnie zabić i tą która najprawdopodobniej jest tą złą. Pan Roll klasnął w ręce, sala zamilkła a orkiestra zaczęła grać. 15 par zaczęło tańczyć.
- Dzień dobry. Cóż za niespodzianka - powiedziała wciąż tańcząc, a robiła to tak pięknie, że miałem wrażenie jakby ta piosenka została stworzona dla niej. Była dużo lepsza ode mnie. - Tak w ogóle, jak panu na imię?
- Nazywam się Bond, James Bond.- po tych słowach jakby się zdziwiła, jakby pobladła. Przez całą piosenkę nie dowiedziałem się jak jej na imię. Zwracała mi uwagę na różne osoby. Na koniec piosenki dodała coś w stylu "plotkara ze mnie". Wszyscy zaklaskali, przeszczęśliwy pan Roll po tańcu wszedł znowu na scenę i podszedł do mikrofonu.
- Dziękuję wszystkim za...- w tym momencie usłyszałem kilka strzałów, zobaczyłem padającego na ziemię, zakrwawionego i martwego Jareda Rolla.
Od razu spojrzałem na moją towarzyszkę i ku mojemu zdziwieniu okazało się że to nie ona go zabiła. W jednym momencie wszyscy (ona też) na tej sali odwrócili się w moim kierunku,wyciągnęli broń i celowali we mnie.
- Dzień Dobry panie Bond - odezwał się za mną żeński głos - proszę puścić broń, Will i John złapcie naszego gościa. - w tym momencie złapało mnie 2 silnych mężczyzn, nawet szarpiąc się nie dałbym rady uciec. Przywiązano mnie do krzesła. Wszyscy odsunęli się pod ściany a na środku został Will, John i 3 kobiety. - Czy wygodnie panu? Może coś do picia, coś do jedzenia?
- Nie trzeba - odpowiedziałem skrępowany - ale liny trochę ciasno - dodałem sztucznie uśmiechając się.
- Oooo... Wil zajmij się linami, a... skoro nasz gość taki skromny... Sue przynieś panu drinka.
W tym momencie podszedł do mnie facet i zawiązał mi jeszcze ciaśniej liny, Sue okazała się być moją towarzyszką. Przyniosła mi drinka i postawiła €z koło mnie.
- Oj, na śmierć o tym zapomniałam. Ja pana znam ale pan mnie chyba nie... Nazywam się Melissa Flores, od 2 lat choruję na raka i od 2 lat mam postanowienie że spełnię sobie jeszcze wszystkie swoje marzenia.
- Naprawdę? - zapytał John lekko oburzony.
- Nie idioto! ... - krzyknęła po czym próbowała odetchnąć i się uspokoić - przepraszam...
- No to jak to było w końcu? - zapytał John.
- Było tak że się kurde nudziłam i stwierdziłam że politycy nas okłamują i nas okradają! Więc postanowiłam zabić i najlepiej okraść jednego w najlepszych przyjaciół pewnego ministra. Kurde zobaczyłam was i was zatrudniłam. Wszyscy będziemy bogaci a kilka osób sobie zginie! KONIEC! TERAZ, delta 1 zniszczyć mi tą ścianę, delta 2 otworzyć mi ten cholerny sejf, a pan, panie Bond wie pan już za dużo, so...- była bardzo zdenerwowana, krzyczała. Ludzie spod ścian podbiegli do jednej ściany i wwiercili się na głębokość 20 centymetrów do ogromnego,czarnego i pancernego sejfu. Na sali zapadła cisza. Jeden mężczyzna zaczął otwierać sejf. - podajcie mi nóż!- krzyknęła stojąc do mnie twarzą a wystawiając rękę do tyłu. W tym momencie zobaczyłem jak ktoś wbija nóż w rękę Melissy, jęcząc z bólu odwróciła się i zobaczyła Sue puszczającą do niej oczko. Wszystkim szczęki opadły. Sue ukłoniła się, powiedziała "autografy później" , wyciągnęła karabiny i zaczęła strzelać do innych ludzi. Odpięła sobie dół sukni pod którą miała krótkie spodnie. Walczyła jak jakiś samuraj, używała noży jak przedłużenia swojej ręki. Ściągnęła perukę pod którą okazał sę jej prawdziwy kolor. Białe i krótkie włosy z długim białym warkoczem. Asasyn lub kimkolwiek ona była, Ona sama na 80 ludzi a co dziwne, to oni nie dawali sobie z nią rady. Zabiła 30-tu, ogłuszyła 30-tu, 20-tu samo uciekło. Odwróciła się w moją stronę.
- Co,
ja? Sama mam się z nimi bawić? No choć pomożesz mi - to mówiąc strzeliła w supeł który sam się rozwiązał i wycelowała w moje kajdanki...
Do sali wbiegła spora grupa antyterrorystów. Lekko opancerzeni agenci FBI, CIA, zwykła policja, CSI i kilku innych ludzi. Dwóch z bazukami wybiegło przed ala szereg i strzeliło z nich do Sue. Dziewczyna padła na ziemię poobklejana dziwną przeźroczystą mazią.
<<><<
Jedyne co słyszałam (ja czyli ta właśnie cała w mazi) to oklaski policji, emulsja zaczynała działać. Przestawałam widzieć. Nie umiałam się do końca ruszać. Co się stało? Dlaczego w trakcie misji wbili moi przełożeni? Straciłam czucie w rękach, powoli nogi też przestawały się mnie słuchać. Zrobiło mi się duszno. Wracam do słoika. Przez kolejne trzy lata mój zegar biologiczny zrobi stop. Jakieś szare coś nagle pojawiło się przy Bondzie którego już przestawałam widzieć. Trzech czarnych podbiegło do mnie... chyba to byli antyterroryści... no bo kto mógłby do mnie podbiec... wzięli mnie na nosze. Coraz mniej potrafiłam już ruszać głową. Ostatnie co "zobaczyłam" i "usłyszałam" to jakieś chyba łyse coś na wózku (?) mówiło "...stem ...sor ..arl.. Xavier..." . Obłożyli mnie większą ilością emulsji. Tyle pamiętam...
<<><<
Podbiegło trzech antyterrorystów i przełożyło ją na nosze. Podszedł Bill i mnie rozkuł.
- Jeszcze inni uciekli... - dodałem
- Wiem, już się nim zajęliśmy - odparł Bill.
- Co jej zrobiliście?
- Ona jest zła, zabiła by cię. Już nawet miała zamiar, całe szczęście weszliśmy w odpowiednim momencie. Idzie do "więzienia". Już nikomu nie będzie zagrażać.
- Chodź już- powiedziała M- mamy dużo do roboty.
- Czy mógłbym powiedzieć coś na jej temat?
- Tak... ale jak załatwimy swoje sprawy.
%%%%%%%
Od autora:
Yo! To pierwszy fragment tej dłuuuuugiej historii. Mam nadzieję że się podoba. Obiecuję dokończyć opowiadanie. Postaram się wstawiać kawałki raz na 2/3 tygodnie... jak wyjdzie? Zobaczymy :)
Zbiór ciekawostek, hasełek...
- YOUR FACE IS BEAR!!
- SWAGetti YOLOneze
- "Klapki mi zapleśniały"... "przekaż 1 % na biedne klapi"
- Pascal mistrzem! Kiedy robił bułeczki zaczął opowiadać że są jak... takie pośladki... "tak się fajnie klepie"
Wasza Zuzu
~Audycja zawiera lokowanie produktów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz