#pieczarki?

niedziela, 30 sierpnia 2015

Pogrzeb


listopad, godz. 11:00, Waszyngton, siedziba ncis

- A pani jest kim?
- Z obstawy. Tylko mam pilnować, żeby odebrali co swoje i przy okazji nic sobie nie zrobili.
- Rozumiem. Tu zaraz na prawo jest winda.
-Dziękujemy.
W kabinie byliśmy tylko: Sam, Donna, Shatle i ja. Milczenie zakłócały tylko ciche odgłosy windy. Wyszliśmy na główne piętro. Shatle szła raczej z przodu a ja z tyłu. Podeszła do ciemnowłosej kobiety i bruneta, którzy właśnie rozmawiali na temat podejrzanej sprawy.
- W czym mogę pomóc? – zapytała kobieta.
- Rodzina ofiar przyjechała po ciało i rzeczy prywatne…
- A pani jest..? – zapytał siwy mężczyzna siedzący przy biurku szefa.
- Obstawą. Elizabeth Sparrow, miło mi.
- Jethro Gibbs. Pan Dinozzo i McGee zaprowadzą państwa.
- Dziękujemy – odparła pogodnym głosem Shatle.
W windzie się ledwo zmieściliśmy. Agent Tony wypytywał o powód istnienia dwóch osób w obstawie. Shatle z kolei próbowała pogodnie i uprzejmie odpowiedzieć mu na pytania tak, aby się nie domyślił. Na jednym piętrze wyszła Shatle i agent McGee. My pojechaliśmy do autopsji. Tam podpisali odbiór ciała i zapakowano je do trumny. Wjechaliśmy z powrotem na górę. Czekała tam na nas Shatle, McGee i czarnowłosy punk w białym fartuchu – Abby.
- Na raz z rzeczami się nie zmieścicie. Pojedźcie lepiej na dwa razy. Ja tu zostanę z panią Elizabeth, Donną i z McGee.
Jak powiedziała tak zrobiliśmy. Wychodząc Shatle się tak przecisnęła, że udało jej się nie oddać wejściówki. Do czasu pogrzebu panowało milczenie. Kiedy rano się obudziłem nie byłem w stanie jej znaleźć. Stwierdziłem, że przygotowuje się do pogrzebu, jednak na samej uroczystości nie byłem w stanie jej znaleźć. Zaspała czy co? Gdzie się podziała? Jak mogła przegapić tak ważną rzecz jak pogrzeb jej ukochanego? A może przebrała się znowu i ja jej nie poznałem? Tylko za kogo? Przecież było ledwie 10 osób.
M zaprosiła państwo Carmichael na wino do apartamentu. Po drodze Sam opowiadał Donnie jak poznał Pierce’a. Ja w tym czasie próbowałem się dowiedzieć się gdzie jest Shatle.
-Co cię trapi, panie Bond? – zapytała podejrzliwie M.
-Nic. Zastanawiam się tylko gdzie się ona podziała…
-A gdzie miałaby się podziewać pana zdaniem?
-Na pogrzebie.
-Jest pan z nią tak długo a tylu rzeczy pan o niej jeszcze nie wie. Ona nie chodzi na pogrzeby. Nie uznaje ich albo jak sama to nazywa „nie wierzy” w nie. Nie ważne czyj. Nie idzie i koniec. Tak już ma.

<<>>> 
(M)
Kiedy weszliśmy do środka zobaczyłam to światło. Czym prędzej tam pobiegłam. Shatle zmieniała odzienie.
-Shatle - powiedziałam szybko i cicho – już są. Wyłącz to.
-Ale co? – zapytała nie rozumiejąc o czym do niej mówię, lecz kiedy wskazałam palcem wszystko zrozumiała. – zajmij ich czymś. – rzuciła pośpiesznie.
<<>>> 
(James)
Wszedłem do salonu. W tle bardzo cicho leciała telewizja, na stoliczku leżały kieliszki do wina i czerwone wino. Po Shatle ani śladu. Kiedy zacząłem rozlewać trunek, zza drzwi sypialnych wyszła bardzo powolnym tempem Shatle. Miała na sobie długą czarną suknie, czarną tasiemkę przewiązaną przez głowę i krwisto czerwoną różę w ręku. Podeszła bez słowa do blatu i nalała wody do dzbana. Postawiła go przy oknie i włożyła do niego różę. Spojrzała na nią smutnym wzrokiem. Przyszła do nas i przywitała się z wszystkimi.
-Opowiadaj - powiedziała z przejęciem – co u ciebie?
-Dobrze, dziękuję. Coraz więcej klientów na wyspie. Już coraz więcej rzeczy wyremontowanych…
-Sky nam założył stronę internetową i mamy klientów z całego świata. – dodała Donna z przejęciem.
-A u Sophie? Jak tam jej „zwiedzanie świata”?
-Nawet, nawet… wysyła nam pocztówki z różnych miejsc. Umówiłyśmy się, że spotkamy się dzisiaj i wrócimy na wyspę razem. Potem ponoć znowu będzie chciała wyjechać, ale to wiesz… jeszcze może zmienić zdanie – podsumowała Donna śmiejąc się. – A u ciebie mała?
-czekaj… jak to się mówi? A tak… chujowo, ale stabilnie. Bywało gorzej. Z tego co wiem – spojrzała na M – mam jeszcze dwa dni urlopu. Potem wracam do roboty. Więc… na spokojnie.
-Shatle! – wydała odgłos Hidi – telewizor!
Wszyscy pośpiesznie spojrzeli. Hidi pogłośniła. Shatle zatkała usta ręką a mnie i M zatkało.
- Witamy, witamy i o nic nie pytamy. – powiedział mocno zniekształcony męski głos – Domyślam się, że poznajecie? Tak to my. Przez was mylnie nazywani „Wilkami”. - M wyciągnęła telefon i szybko zaczęła dzwonić. – Sami siebie nazywany „doggsami” – Shatle podwinęła nogi i wydała jęk (chyba) przerażenia. – Ci gangsterzy, mordercy i bla, bla, bla…
Przybyliśmy tu dzisiaj z pokojowymi zamiarami. Nie chcemy nikogo zbijać. Nieeee… to już… no tak… znudziło nam się. Przyznajemy się do tego otwarcie. I chcieliśmy w sumie tylko przyjść to ogłosić. Więc ten… no… - M próbowała przekrzyczeć telewizor „Nie Shatle jest przy mnie. Czy naprawdę są w agencji CIA?!” – ogłaszamy swoją upadłość. Żadnych ataków więcej. Możecie spokojnie spać. A! I na koniec! Wybacz nam mała. Nie jesteśmy wieczni.
Komunikat się urwał i w telewizji dalej leciały jakieś głupstwa. Shatle wstała i wybiegła do sypialni. M dalej nerwowo rozmawiała przez telefon, po czym przerwała.
- Pilnuj jej. A państwa niestety muszę wyprosić. Sprawy się…
- Komplikują. Rozumiemy. Proszę tylko ją pozdrowić. Nie będziemy przeszkadzać. -spojrzał na mnie wyrozumiałym wzrokiem. - teraz to tylko PICi pomogą.

%%%%%%%%%%
Yo!
Libster... wow
#przerażenie
to ten
yyyyy... mam coś odpowiedzieć coś
no to ok...


1. Co robisz w wolnym czasie?
Zazwyczaj takiego nie posiadam, ale jeżeli się już zdarzy (co graniczy z cudem) oddaję się moim pasjom / piszę kolejne rozdziały.
2. Jak wymyślasz swoje postacie?
One same się tworzą. To jest takie bzzt, klik, czy coś... nie wiem. Wymyślając historie improwizuję. Jeżeli potrzebuję w tym momencie jakiejś postaci do trzymania kleju to takową wymyślam. Trudniej jest jeżeli pytasz o ważniejsze postacie. Pokroju Shatle lub Mia (być może do niej kiedyś dotrę...). Shatle powstała  ... sama. I nie potrafię tego pokrótce wytłumaczyć. Mia również... 
3. Ulubiona potrawa?
Gołąbki lub spagetti. 

4. Gdybyś była drzewem, to jakim?
Wierzbą płaczącą (nie przez nazwę... ale przez kształt i jak bardzo na samą myśl o niej wprawiam się w moją prawie nie ustającą melancholię).

5. Czego nienawidzisz i dlaczego?
 Natłoku roboty i kiedy ktoś patrzy mi na ręce. Mam tak dużo pasji, że gdybym miała całą dobę dla siebie, że i tak by mi czasu zabrakło. Natłok roboty mi to tym bardziej utrudnia.

6. Ile wynosi pierwiastek z kaczki?
Pomidor? 

7. Dlaczego Ala ma kota?
Bo Sierotka ma Rysia! Co za oczywiste pytania!
8. Czy zamierzasz kiedyś przestać pisać?
 Całkiem niedawno bym się nad tym zastanawiała, ale kiedy wszyscy dookoła ci mówią, że są postępy... nie masz ochoty przestawać <3

9. Gdybyś mogła być niewidzialna przez jeden dzień, co byś zrobiła?
Wypiłabym hektolitry herbaty. Zeżarłabym tony herbatników. Zaszyłabym się w cichym miejscu z dala od ludzi odpoczęła od tego świata.
10. Kibicujesz jakiejś drużynie?
PICi foreva (spojler alert)
11. Ulubiona książka?
"Dziewiąty mag" od Alice Reystone albo coś co czytam od dawna w kółko i w kółko czyli BANG "Sztuka reżyserii filmowej" od yyyy...(podam jak znajdę)

Dziękuję za Libstera Milce i nominuję ... (werble) Świat poza światem !

A pytania brzmią:

1. Czym karmicie wasze OC, żeby dały wam spokój?
2. Ile czasu spędzacie na wymyślanie tych (genialnych) opowiadań?
3. Czym jeszcze zajmujecie się po za pisaniem?
4. Co pijecie do śniadania/kolacji?
5. Poranny ptaszek czy nocny marek?
6. Ulubiony gatunek filmowy?
7. Ulubiona piosenka/coś co często nucicie?
8. Miejsce w które kiedyś chcielibyście się wybrać?
9. Ile waszych prawdziwych zdarzeń  ma swoje odzwierciedlenie w opowiadaniach?
10. Gdyby można było mieć super moce, jaką byście chcieli mieć i dlaczego?
11. Pesymista/realista/psychicznie chory optymista?

Jeszcze raz dziękuję i jeeeeeej
<3
Tyle szczęścia <3
~CiaoOOOoOOOOOOOoo <3
Wasza Zuzu
~ Audycja zawiera lokowanie produktów

niedziela, 26 lipca 2015

Pokolenia B (S)

Listopad, godzina 5:00, Oxford, apartament Ellen

Obudził mnie SMS. Ściągnąłem z siebie smukłe udo i wstałem. Ubrałem się, poprawiłem fryzurę i zapiąłem swój zegarek. Wychodząc, zostałem namiętnie pocałowany przez Ellen. Wszedłem do auta i czym prędzej ruszyłem na Leftwood. Na dworze było coraz jaśniej. Niebo przykrywała gruba warstwa deszczowych chmur. Nie dzwoniłem na domofon, tylko od razu wbiegłem do środka. Miałem się spotkać z Shatle, aby porozmawiać. Prywatnie. Bez żadnego chowania się i innych podsłuchów. Bez M. Dotknąłem klamki, która zeskanowała moją dłoń i drzwi się otworzyły. Pokój Shatle był zamknięty, a wszystkie pozostałe otwarte. Miałem wrażenie, jakby gościnny się pomniejszył, ale mogło to być spowodowane tym, że nie było mnie tu od dawna. Z tego co pamiętałem to nigdy się nie zamykała. Nawet na noc. Hidi za nic nie chciała mnie wpuścić. Już chciałem się zamachnąć kiedy usłyszałem ruch za drzwiami. Wycofałem się do sypialni, w której zwykle spałem. Shatle weszła do łazienki. Miałem czas się rozejrzeć. Pokój Shatle był faktycznie większy. Zamiast małego pojedynczego łóżka było teraz duże podwójne. Nie przyglądnąłem się dokładniej ponieważ tuż koło mnie leżał stos teczek z napisem „CSI do spalenia” wymieszanych z czarnymi teczkami „CSI bardzo tajne”. Usiadłem i otworzyłem pierwszą teczkę.

AKT ZGONU
Shatle Piria
Wiek: 20 lat
Pochodzenie: Polska
Stan cywilny: panna
Wzrost: 185cm
Przyczyna śmierci: rak płuc

Z każdą kolejną kartką coraz mniej zaczynałem rozumieć.

AKT ZGONU
Pierce Bartender
Wiek: 3 lata
Pochodzenie: Szkocja
Stan cywilny: kawaler
Wzrost: 96m
Przyczyna śmierci: zagłodzenie przez handlarzy dziećmi

W drugiej teczce znalazłem szczegółowy opis na czym polega dokładnie rola 004 oraz 007. Z tego co zdążyłem przeczytać, każdy agent musi zmienić swoje imię, nazwisko oraz wizerunek. W przypadku 004 było to bardzo obojętne, w przeciwieństwie do 007 u którego było konkretnie powiedziane, że ma to być James Bond. Zaraz za tym były kartki ze zmianą danych personalnych. Shatle Piria zmieniła na Shatle Piria a Pierce Bartender na James Bond.
To znaczyło, że nie jestem pierwszy. tłumaczyło, dlaczego Shatle tak a nie inaczej zareagowała kiedy dowiedziała się, że tamtego już nie ma. Dalej były wzajemne oceny pracowników: „niezwykle sprawny” oraz „giętka”. Zdjęcia z misji na których idealnie współpracowali, uzupełniali się… Kochali się. To pewne. Ale czy coś więcej… Zauważyłem jeszcze teczkę bardzo podobną do tej, którą paliła Shatle w siedzibie. „Rana kłuta pleców w okolicach mostka” zaznaczone flamastrem na kartce słowa rzuciły mi się w oczy.
- Teraz już wiesz.- powiedziała poważna, stojąca tuż za mną Shatle.
- Nie do końca jestem pewny co dokładnie. Nie jestem pierwszym 007?
- Szóstym.
- A ty znałaś…?
- Z tobą? Trzech.- w tym momencie usiadła na łóżku.
- W jaki sposób się zmieniali?
- Śmierć to za nich robiła.
- Ile znałaś tego… ostatniego?
- Pierce’a? Za długo. Ile ty zdążyłeś się o nim dowiedzieć?
- Według dokumentów został porwany i tam zmarł. Potem w wieku 20 lat dołączył do CSI. Co przez ten czas robił nie wiem. Pracował jako 007 pod nazwiskiem Bond i chyba się z tobą zaprzyjaźnił.
- Dobrze wiesz, że było znacznie więcej. – to mówiąc pierwszy raz tego dnia się do mnie uśmiechnęła.
- Kochałaś go.
- Więcej…
- Kochałaś się z nim.
- Teczka prywatna M. Tuż za tobą. Biała.
Odwróciłem się i wziąłem ów teczkę do ręki.
- Otwórz.-powiedziała zachęcająco.
W środku zobaczyłem małą, białą, ozdobną kartkę. Widniał na niej finezyjny, złoty napis „Zaproszenie na ślub”. Zatkało mnie. Spojrzałem na datę. Osiem lat temu.
- By-byłaś jego żoną?
- Nie. Nic więcej nie wiesz?
- Tylko tyle.
- Poznałam go w strip klubie. Ja byłam tam zwykłą kelnerką a on prawie zwykłym klientem. Ponieważ już kiedyś pracowałam w CSI zauważyłam, że coś się święci. Obserwował trzech typków z mafii. Zrozumiałam, że jest on po tej „dobrej” stronie. Ostrzegłam go, że przed nimi i kiedy zobaczyłam, że nie odpuszcza dałam mu rady jak ich podejść i nie ucierpieć przy okazji. Tydzień później wychodząc z pracy zobaczyłam go pod drzwiami. Podziękował mi za rady i zaczął się wypytywać o to dokładnie kim jestem. Rozmowa zakończyła się w łóżku. Nie dałam powiedzieć o sobie za dużo póki on nie powiedział mi co nie co o sobie. Przez przypadek dowiedział się za dużo.
- O?
- o tych… no… Wilkach. Mógł wrócić do Londynu, do M i jej wszystko wygadać. A wiesz co zrobił?
- Kochał się z tobą dalej?
- T-teeeż… wrócił do Londynu i słuch po nim zaginął. Idziesz się przejść?- to mówiąc wstała i zaczęła się ubierać.
Lekka mżawka powoli ustawała. Teraz było tylko szaro i ponuro. Szła sobie bardzo powolnym tempem przed siebie. Po chwili nie wytrzymałem i zapytałem:
- Byłaś jego żoną czy nie?
- Nie. Daj mi kontynuować. W ciągu dnia tańczyłam, gotowałam i byłam najzwyklejszą panią domu, w nocy byłam najzwyklejszą kelnerką w strip klubie, kolejnego dnia napadałam na bank. Pewnego razu zasłabłam. Nikt z wilków nie zauważył i najnormalniej w świecie uciekli, myśląc, że ja robię dokładnie to samo. Kiedy znalazła mnie policja, było już za późno. Według naszej zasady po takiej sytuacji kontakt miał się urwać. I tak się również stało. Kiedy obudziłam się skrępowana w siedzibie CIA zrozumiałam, że to koniec z wilkami. Policja zaczęła mnie torturować i przesłuchiwać. Jak już pewnie zdążyłeś zauważyć nie za dużo ze mnie wyciągnęli. Żeby nie powiedzieć, że nic. Wsadzali mnie do więzienia. Tu uwaga, spoiler, z każdego uciekałam. Raz będąc na wolności spacerowałam sobie po górach. Wpadłam do jaskini. Ugrzęzła mi noga w czymś. Napierdalała mnie masakrycznie. Automatycznie schyliłam się i złapałam się za kostkę. W tym momencie zaczęły mnie dłonie i kolano napierdalać. Nie, nie… może złego słowa użyłam… nakurwiać… o tak… tego szukałam. Padłam z bólu. Tyle pamiętam gór. Sekundę po tym kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam, że jestem w CIA. Pod prysznicem. Przeszłam masę długich, nudnych i męczących badań. Wpadłam. Mieli na mnie broń. Okazało się, że nie było mnie cały, okrągły rok. CIA miało na mnie broń, którą była zwykła przeźroczysta maź, emulsja. Jak się później okazało działa tylko na mnie. Zabrali tony tego ścierwa z góry i zapakowali mnie do słoika takiego jak zdążyłeś już wcześniej zauważyć. Potem jakiś dureń stwierdził, że jak mnie uwolni to będę jego złotą rybką i spełnię jego życzenia. Pierdoła nie miała pojęcia, że mnie to nakurwia więc jak pomyślał, tak zrobił. W nagrodę go zabiłam. I uciekłam. Miałam zamiar unikać gór i cieszyć się wolnością. Ułożyć sobie życie… cokolwiek. Niestety. Miałam pecha. Tego samego dnia co mnie uwolnił, zaginęła Tajna agentka 004. Moja następczyni. Diana Stone. Oczywiście debile stwierdzili, że to ja ją porwałam. – po tych słowach usiadła na całkowicie mokrej ławce. I ja się dosiadłem.- W hinduskich wierzeniach, po śmierci, jest tak, że na ile jesteś bogaty na tyle długo palą twoje ciało. Potem wrzucają je do rzeki z masą rożnych wieńców. Płynęłam sobie spokojnie łódeczką i na rzece zauważyłam lekko przyrumienione ciało Diany. Porobiłam w cholerę zdjęć i upewniłam się, że nikt nigdy więcej jej nie zobaczy. Wróciłam do Domu i zaczęło się robienie peruk, masek, historii... Chciałam wrócić. Móc normalnie jeść, pić, żyć. Dowiedziałam się, czym dokładnie się zajmowała, co lubiła... wszystko. Pojechałam do Londynu i nagle agentka 004 powróciła z bardzo realistycznej podróży. Takie przynajmniej starałam się na nich zrobić wrażenie (i się udało). James kiedy ją zobaczył, musiał koniecznie ją przywitać jego powitalnym obrzędem. Kiedy zaczęliśmy się rozbierać ściągnęłam maskę. Poznał mnie. Tym razem mi nie uciekł. Jeździłam z nim na każdą misję. Było wspaniale... do czasu...
Zawiał mocniejszy wiatr. Drzewa zaczęły się uginać, to w jedną to w drugą stronę. Shatle wstała i rozejrzała się dookoła siebie. Wzięła głęboki oddech. Usiadła po turecku tuż koło kałuży.
- Co się potem stało?
- Miłość rozkwitnęła. Oświadczył mi się. Zaplanowaliśmy ślub. Rozesłaliśmy zaproszenia...
- A co w tym złego?
- Zaproszenie również wysłaliśmy do EmMy, która już od jakiegoś czasu zaczęła coś podejrzewać. Dzień przed ślubem musieliśmy go odwołać z powodu niejakiej misji. On by się tak zachował, Diana i ja. Nie było w tym żadnego udawania... z naszej strony. Przed wyjazdem na misję, jak co rano zaczęliśmy się ubierać. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie antyterroryści wbiegający przez okna, drzwi i ściany. Punkt dla nich - byłam bez peruki i maski. Aby nie wkopać i jego, zaczęłam krzyczeć jak to bardzo go nienawidzę i co ja mu nie zrobię jak go zobaczę znowu. Potem był słoik. Kto znowu mnie wyciągnął? A... Jakiś nawiedzony dyrektor CIA. Stwierdził, że całkiem sprawdziłam się jako tajny agent. Jak chcę to potrafię. Napisaliśmy wspólnie umowę. Przeszłam masę długaśnych, bolesnych i nudnych operacji. Potem 6 lat za biurkiem. Pół roku misji z obstawą i moja pierwsza 100% samodzielna misja - bal. Tam Ciebie poznałam. Przedstawiłeś się. To znaczyło, że Pierce odszedł. Pytanie brzmi czy z tego świata, czy odszedł bo tak. Szukałam wszędzie. Wybierałam miejsce na mapie i starając się myśleć jak on i starałam się odgadnąć gdzie jest. Hidi mi w tym pomagała, ale bez skutków. EmMa powiedziała mi tylko gdzie się zatrzymał po odejściu, chociaż znając go to mieliśmy pewność, że nigdy więcej się tam nie pojawi. Miesiąc temu EmMa poinformowała mnie o jego śmierci. Trzy dni temu byłam poinformowana, że to było zabójstwo.
- Kto?
- Konkretnie ja... byłam podejrzana.
- To po to było to spotkanie i ukrywanie się.
- Yeap.
- Wiadomo już kto to, tak naprawdę?
- Taaak...
- Czyli?
Zadzwonił telefon. Shatle wstała i błyskawicznie odebrała telefon. Mówiła bardzo poważnym i smutnym tonem. Po chwili rozłączyła się i zaczęła iść w kierunku domu. Dogoniłem ją i powtórzyłem pytanie.
- Czyli?
- Debile z CIA napisali, że zginęłam. Byłam w słoiku i NIKT nie miał zamiaru mnie wypuszczać. Położył się na telegrafie z ów informacją i popełnił samobójstwo. Jutro lecimy do Waszyngtonu odebrać ciało a za 2 dni pogrzeb.
Godzinę później zadzwoniła Agentka M.
- Tu 007...
- Pilnuj jej jak oka w głowie. Słyszałeś historię o Romeo i Julii. Pilnuj jej bardziej niż zwykle. Ona na pewno będzie chciała się zabić. Znam ją. Nie dopuść do tego.

 %%%%%%%%%%
Yo!
Dziesiąty post na rok trwania bloga!!! <3
Z tej okazji chciałam Wam wszystkim podziękować za miłe komentarze i tak chętne czytanie...i wgl. 
KOCHAM WAS <3

~CiaoOOOoOOOOOOOoo <3
Wasza Zuzu
~ Audycja zawiera lokowanie produktów

wtorek, 23 czerwca 2015

Szlaban (S)

październik, godzina 12:00, Londyn, główna siedziba CSI

Pracowaliśmy ze sobą już prawie rok. Tajemnicza, uparta i pijana Shatle towarzyszyła mi przy każdej mojej misji. Wciąż nie dawała się dotknąć ani zajrzeć w jej przeszłość. Nici z misji o wilkach. Z kolei misja (dożywotnia) polegająca na pilnowaniu jej oraz jej zdrowia szła mi nawet, nawet... pomijając to, że była UPARTA.
     Miała to być kolejna misja. Kolejna zwykła misja. Siedzieliśmy w konferencyjnej i omawialiśmy kolejne szczegóły. Shatle jak zwykle doradzała i wyrażała głośno swoją opinię. Wszystko było jak zwykle. Kiedy nadszedł moment rozdzielania obowiązków, M nie wymieniła Shatle. Kiedy zakończyła nastała cisza.
- A Shatle? - zapytał zdziwiony Q.
- Ma szklaban. - odpowiedziała z powagą M.
- Mam co?! - krzyknęła totalnie zdziwiona Shatle.
- Szlaban. Nie słyszysz? W czasie szlabanu powinnaś pójść do laryngologa. Co do reszty już dziękuję i życzę powodzenia. Shatle zostań na chwilę.
Sala opustoszała. Zostałem tylko ja, M i Shatle.
- Czy mógłbyś wyjść? - zapytała poirytowana M, że za pierwszym razem nie zrozumiałem. - specjalne zaproszenie?
Coś było na rzeczy, więc wyszedłem, uruchomiłem podsłuch w uchu oraz schowałem się za szybą aby wszystko widzieć.
- Spoważniej. Ostrzegam: nie będziesz szczęśliwa. - po tych słowach Hidi odłączyła wszystkie podsłuchy z sali. W tym mój. M z poważną miną dalej prowadziła monolog. Shatle powoli usiadła i wlepiła wzrok w podłogę. Jej nieustanne szczęście się ulotniło. M dała jej jakąś teczkę pełną dokumentów i zdjęć. Niestety, z mojej perspektywy nie byłem w stanie zobaczyć co na nich było. Shatle położyła je na podłodze i bez wahania podpaliła. Wstała i podały sobie rękę. Shatle pośpiesznym krokiem ruszyła w kierunku drzwi. Próbowałem ją dogonić w drodze do auta, ale ani mi się to nie udało ani ona tego nie chciała. Stałem i patrzyłem na pośpiesznie odjeżdżające auto.
- Daj jej spokój na 3 tygodnie. Nie szukaj jej. To rozkaz. Zajmij się aktualną misją. - powiedziała M, która nagle pojawiła się tuż za mną. - gdyby ktoś o nią pytał mów, że usłyszała za dużo i teraz się ukrywa.
Miesiąc później dostałem zaszyfrowaną wiadomość o treści: " Little Bird 3a. Nic nie mów nic nie pytaj. Towar zawieź do Throne". Natychmiast przypomniał mi się widok odjeżdżającego samochodu. Little Bird była małą wioską składającą się z jednej ulicy i 20 domów. Każdy posiadał własny ogród, stajnię oraz kurnik. Wjeżdżało się tam przez las, który ciągnął się i ciągnął. Brak zasięgu i spora ilość pól. Zwykła szara wieś. Podjechałem pod umówiony adres. Wjechałem piaszczystym podjazdem na małe podwórko. Wszędzie rosły wijące się rośliny. Bluszcz, róże oraz lilie drzewne oplatały cały dom. Posiadłość była dosyć stara. Piękna studnia (również opleciona bluszczem) stała na środku podwórka. Wyszedłem z auta i poczułem piękny zapach. U drzwi usłyszałem dźwięk dzwonków, które powiewały na wietrze. Dom był zamknięty. Podobnie było z resztą budynków w posiadłości. W ogrodzie i na podwórku nie znalazłem niczego co mogło być ową tajemniczą przesyłką. Wróciłem do auta jeszcze raz zobaczyć treść polecenia. Usiadłem za kierownicą i  tylnim lusterku zobaczyłem milczącą i zapatrzoną w okno, Shatle. Zamknąłem drzwi i pojechałem do Throne. W drodze zmieniła peruki i wciąż nic nie mówiła.
     W apartamencie spotkałem M z małą, czarną skrzynką. Wskazała dłonią kuchnię, sugerując mi abym nie podsłuchiwał. Usiadłem… i czekałem. W całym budynku panowała cisza. Hidi zadbała aby nikt nic nie słyszał, nie widział ani tym bardziej nie wszedł. Czekałem. Po godzinie zdążyłem polubić świergot ptaków na dworze. Wciąż czekałem. Wypiłem kawę i przeszedłem się po apartamencie. Wciąż czekałem. Pogrzebałem w jej starych papierach i książkach. Wciąż czekałem. Usłyszałem bardzo cichy szmer i zakradłem się do jego źródła. Nic nie widziałem, ale wszystko słyszałem. Dźwięk klawiszy w telefonie.
- Przyjadę sama. – powiedziała półszeptem M - Przekaż, że jest niewinna. Będę jej bronić. Co? Ciężko wytłumaczyć, ale coś wymyślę. Na 30000% to nie ona. Muszę kończyć.- Dźwięk rozłączenia połączenia. - Bond? Gdzie jesteś?
Szybko wszedłem do toalety i włączyłem spłuczkę. Wyszedłem i odprowadziłem M do taksówki. Patrzyłem przed siebie. W moich uszach wciąż brzmiały słowa „nie widziałeś jej”. Próbowałem wrócić do apartamentu, ale Shatle mnie nie wpuściła. Stanęła tylko koło okna i spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem. Tyle jej widziałem przez najbliższe 3 dni.

%%%%%%%%%%
Yo!
Dzisiaj najkrótsze z najkrótszych... ale jakże ważne... Jakieś przypuszczenia? Co się mogło stać? Piszcie :)

 Miło widzieć aktora bardzo przez was lubianego na teledysku muzycznym.

~CiaoOOOoOOOOOOOoo <3
Wasza Zuzu
~ Audycja zawiera lokowanie produktów

wtorek, 9 czerwca 2015

Teraz

kwecień, godzina 17:00, jakieś miasteczko w Ameryce południowej

Dzisiaj zarabiam majątek. Jestem szczęśliwa. Mam najwspanialszą przyjaciółkę pod słońcem i wieeeeelu innych znajomych. Jestem legendą. Prawie cały świat mnie podziwia, chociaż nawet nie wie, że ja istnieję. Dobrze mi z tym. Wiem wszystko o wszystkich, jestem w stanie zhakować wszystko. Dla mnie nie ma niczego NIEWYKONYWALNEGO.
                W samo południe poszła rozmawiać z szefową.
- Mam na umowie coś napisane!
- A c-co? - zapytała kompletnie zdziwiona M.
- Mam wyszkolić ci dobrych agentów. - powiedziała Shatle, nie zwracając uwagi na gości M, na powagę spotkania oraz na to iż właśnie wparowała tam bez pozwolenia i bez uprzedzenia.
- N-no i poduczasz mi 007. Co to w ogóle za rozmowa?! Jak ty się zachowujesz...
- Ja go "poduczam". Moim zadaniem jest "wyszkolenie"!
- W takim razie co proponujesz?!
Shatle się uśmiechnęła i wyprostowała. Powoli i spokojnie odwróciła się w kierunku gości. Przeprosiła za najście i przeszkodzenie w "jakże ważnym" spotkaniu, po czym zwróciła się w kierunku wyjścia.
- Halo?! Co to ma znaczyć?! Shatle!
- To, że za twoim pozwoleniem, idę wypełniać swoją misję - powiedziała pogodnie i wyszła z pokoju.
Po dwóch minutach była już samochodzie wydając mi polecenia.
- Hidi. Gdzie jest James?
Sprawdziłam nadajnik GPS.
- W hotelu "Pod różą". Właśnie lee - w tym momencie zobaczyłam koło niego kobietę - eeeeeeeeeeży spokojnie sam na łóżku.
- Aha... wszyscy wiemy co masz na myśli... ok. Przygotuj samolot i... Zacznij od początku.
Przedstawiłam jej całą sytuację. Przeczytałam ich akta i wyświetliłam na ekranie. W tym samym czasie włączałam konsole lotu.
- Połącz mnie z szefem tamtej policji.
Pik i już była bezpośrednia linia.
- H-halo? - zapytał zdziwiony.
- Dobry wieczór. - powiedziała Shatle, włączając autopilota - Mam na imię Shatle. Może pan słyszał... może nie.
- Shatle?! Skąd ma pani mój numer prywatny?!
- Błagam! Tylko nie "pani"! Morda w kubeł i daj mi rzesz mówić! W sąsiednim mieście doszło do poważnego napadu na bank. Zamordowali dużo ludzi i zgarnęli SPORĄ sumkę. Co ma pan do tego? No cóź... będą próbowali stamtąd uciec. Pana zadaniem będzie:  dwóch z nich potraktować środkami usypiającymi. Są w swoim klubie. Dane i akta prześlę mailem. Kolejna dwójka będzie jechać około 21 autostradą prosto na Karaiby. Złapcie ich. Będzie z nimi również kobieta imieniem Naomi. Odeślijcie ją na najbliższe lotnisko a ich z walizkami przywieźcie na komendę i zaprowadźcie do magazynu z bronią. Tam się już ja nimi zajmę. Nic im nie mówcie. Będą chcieli uciekać. Macie do tego nie dopuścić. No i zostaje ostatni, który leży w hotelu. Adres dostaniesz SMSem. Jak najszybciej macie go zawieźć do szpitala. Od razu po operacji chcę go z całym personelem medycznym również na lotnisku. Jakieś pytania?
- Dlaczego mam niby to zrobić?
W tym momencie wyświetliłam dane personalne komendanta.
- No nie wiem... Bo na przykład, po pierwsze, będzie mógł pan dostać za to awans, bo jestem wyżej ustawiona i jak cokolwiek zmaścisz to cię tak udupię, że się w życiu nie pozbierasz, bo myślę, że ci zależy na Emilly...
- Co Emilly do tego?!
- Nic, ale ona cię motywuje... Nie ma to jak kochający tatuś... z tego co mi wiadomo to ostatnio się pokłóciliście... myślę, że nie chciałbyś jej teraz stracić...
- Daj jej spokój!
- To rób co powiedziałam.
- To kiedy mam zaczynać?
- No, widzisz? Już zaczynasz powoli łapać. Do roboty. Jeden z nich właśnie umiera. - to mówiąc rozłączyła się. - Już nie długo -powiedziała do mnie - już nie długo i sobie pogadamy na spokojnie...
- Na wyspie. - dokończyłam pełna optymizmu.
O 22:30 jechała z dwójką na lotnisko. Shatle pisała maila, w którym wszystko tłumaczyła M.

Nikt o mnie nie wie, ale to tylko dla mojego bezpieczeństwa. I w sumie... dobrze mi z tym...

 O~O

%%%%%%%%%%
Yo!
Miesiąc cudów uważam za rozpoczęty. Byle by w ty roku zadziałał... Bo na pasek już nie mam co liczyć...



~CiaoOOOoOOOOOOOoo <3
Wasza Zuzu
~ Audycja zawiera lokowanie produktów

wtorek, 5 maja 2015

Początki

listopad, godzina 17:00, jakieś miasteczko w Ameryce południowej
~~O~~

                Byłam bezrobotna. Wcześniej pracowałam na monitoringu w centrum handlowym. Po trzech upomnieniach, za podglądanie panów w kiblach męskich, wreszcie mnie wyrzucili. Zarabiałam mało, nie spełniałam się tam jako naukowiec, 16 godzin bez zmian... jedyne co mnie trzymało w tej pracy to widok tych dup. Ale i tak były kiepskie albo zasłonięte jakimiś spodniami co się w kroku kończyły. Co jest ładnego w takich męskich pół-spódniczkach?  Teraz patrzę na to zupełnie inaczej, ale do dziś pamiętam jak to wtedy mnie brzydziło. Wielka Jane Woods, absolwentka najlepszych uniwersytetów w Stanach, naukowiec z tytułami... nie miała pracy. Domu nie byłam w stanie opłacać. Szukałam wszędzie pracy, ale nawet w takim McDonaldzie nie mieli dla mnie miejsca. Właściciel mieszkania groził mi komarnikiem.

               Pewnego pięknego, słonecznego dnia... to znaczy... tak się zwykle w jakiś powieściach pisze... Pewnego burzowego poranka spacerowałam sobie przez miasto. Miałam wyrąbane na to, że jestem cała mokra. Miałam znacznie gorsze rzeczy na głowie. Woda spływała mi po oczach do tego stopnia, że nawet czasem nic nie widziałam. Nic nie widzenie doprowadziło do zabłądzenia w bardzo dobrze znanym mi mieście. "Znanym"... tak wtedy uważałam... brzydka, śmierdząca opuszczona dzielnica bardzo niezadbanych kamieniczek wyrosła mi przed moimi oczami. Najprawdopodobniej była to menelnia. No ale cóż... Chłód i wilgoć powietrza coraz bardziej dawały mi się we znaki. Na chwilę postanowiłam się ukryć pod dachem. Było to wtedy najniebezpieczniejsze wyjście, ale teraz uważam iż było to najlepsze, najwspanialsze, najcudowniejsze... na czym to ja... aha... wyjście z obecnej sytuacji...

                Kamienica była faktycznie opuszczona. Nikogo w środku nie było... na może z jednym małym wyjątkiem...ale to zaraz.... Sucho i nawet przytulnie... gdzie nie gdzie stały stare meble... Dom wyglądał jakoby jego właściciel z niego nagle wyszedł i nigdy nie powrócił. Przez myśl przeszła mi myśl, jak krótki impuls, że jakby tu posprzątać to dałoby się tu spokojnie zamieszkać. W kuchni znajdował się cały sprzęt kuchenny i ku mojemu zdziwieniu, działający. W budynku był prąd i woda. Czyż nie wspaniale?! Znalazłam jakieś stare rachunki. Z nich wynikało, iż poprzedni właściciel dużo korzystał wody, ale był chyba jakiś margines bo po 5 dniach woda się kończyła. Minus dla mieszkania w tym miejscu. Postanowiłam pójść dalej.

                 Drzwi wyglądały zwyczajnie, jednak kiedy je otworzyłam (przy ogromnym wysiłku) okazały się być cholernie grube oraz, po późniejszych "badaniach", pancerne. Na środku pokoju zobaczyłam raj. Na podłodze znajdowały się setki tysięcy części od różnych komputerów, chyba około 200 monitorów... nie zważając, że jestem nie u siebie, że powinnam wracać do domu, że tu coś jest nie tak, wytarłam ręce i zaczęłam skręcać te wszystkie części. Nie wiem co mi wtedy odwaliło... może już wtedy moje zboczenie zawodowe dawało mi się we znaki... Od razu zrobił się porządek a ja miałam przed sobą sporo profesjonalnego sprzętu. Każda mała śrubka znalazła swoje miejsce. Podpięłam wszystko do prądu i ku mojemu zdumieniu wszystko sprawnie i prężnie działało. Byłam dumna ze swojej roboty. Nawet nie zauważyłam kiedy ze zmęczenia zasnęłam na środku podłogi dziwnej kamienicy. Obudziłam się cała obolała. Podłoga nie jest w końcu przeznaczona do spania. Rozejrzałam się dookoła siebie. "To jednak nie był sen" pomyślałam.

                 Przez trzy tygodnie dzień w dzień przychodziłam tam i składałam coraz różniejsze roboty i zabawki. Niestety, nie mogłam tak żyć w nieskończoność. Musiałam wybrać. Wznowić wielkie poszukiwania pracy, które pewnie skończą się niepowodzeniem czy zamieszkać w starej kamienicy. W całym swoim życiu posiadałam jednego kumpla. Sphinx (pomijając fakt, iż był niemową) zawsze uważał mnie za szaloną. To zawsze była moja myśl przewodnia. Dlatego właśnie już 3 godziny później byłam w kamienicy. Sprzątanie domu zajęło mi około 5 dni. Resztki pieniędzy zmarnowałam na środki czystości, części do komputerów oraz nieskończone zapasy kawy. Wykupiłam sobie również całoroczny karnet na basen w ramach codziennych kąpieli. Kiedy teraz tak sobie tak o ty myślę... miałam jeszcze lepsze widoczki niż na monitoringu. Ruszałam się, więc mięśnie mi nie zanikały. Było wspaniale, pomijając trzy małe fakty: byłam bezrobotna, bez grosza i w cudzym domu.

%%%%%%%%%%
Yo!
Tęskniliście?
Ja bardziej. Znając mnie, zaczęłabym Was teraz przepraszać, ale Wy pewnie macie tego dość. Co post to przeprosiny. Głupio mi z tego powodu. Ten blog miał być swego rodzaju "projektem". Polegało to na tym, iż od jednego wydarzenia do innego i koniec. Jeżeli wyrobię się w rok (szkolny), to będę pisać dalej i dalej i dalej... ale.. wychodzi jak widać... kiepsko... postaram się do czerwca napisać ile wlezie... ale cudów nie oczekujcie. Jestem małą zapracowaną Zuzu. Nawet na takie przyjemności jak blog nie mam czasu... smutam...
Koniec użalania się!
Do roboty!
Zuzu weź się w garść!
(o dziwo) Masz fanów i przynajmniej chociaż troszeczkę się dla nich postaraj!
Jak już pewnie zauważyliście dzisiejsze opowiadanie nie pasuje do reszty... na razie... Mam nadzieję, że się podobało :) Zachęcam do komentowania i zadawania pytań. To bardzo motywuje i przyśpiesza pisanie. 

~CiaoOOOoOOOOOOOoo <3
Wasza Zuzu
~ Audycja zawiera lokowanie produktów

środa, 4 lutego 2015

Zwyczaje

grudzień, godzina 12:00, Londyn, główna siedziba CSI

(Lucas) Ostatnim razem kiedy oczekiwaliśmy Shatle wystawiliśmy dwie czujki, żeby nam powiedziały kiedy będzie iść. Tym razem nie czuliśmy takiej potrzeby. Domyśliliśmy się, że już doszła do siebie. Wszyscy w biurze pracowali na pełnych obrotach. Dlaczego? Jak Shatle jest w biurze (lub gdziekolwiek indziej) nikt nie jest w stanie się skupić na tym na czym powinien.

Cisza, spokój. Każdy ciężko pracował a agentka M co chwilę zaglądała ze zniecierpliwieniem (Gdzie oni są). Nagle w jednym momencie włączyła się muzyka na całą (chyba) agencję. "Taaaa.... idzie" pomyślałem i odwróciłem się w kierunku schodów. Nie minęło 5 sekund a już zobaczyłem starą, dobrą, mega szczęśliwą Shatle. Wskoczyła na najbliższe biurko i rozkręciła nam mini imprezę, którą uciszyła M wołająca Shatle i Bonda do siebie.

<<>>>

(Bond) Wciąż mnie zadziwiała. Każde zdanie o Shatle od Lucasa stawało się rzeczywistością, a po pewnym czasie nawet udręką.  Była wulgarna i szalona... jeżeli tak to można nazwać. Była w stanie u każdego poprawić humor. Krzyczała, śmiała się, rzucała w różne osoby RÓŻNYMI rzeczami... z dnia na dzień bez problemu byłem w stanie jej całe zachowanie nazwać "typowa Shatle" albo po prostu "Shatle". Po mimo jej wszech obecnego szczęścia udało mi się zauważyć kilka rzeczy nie pasujących mi do jej osoby. Aż tak dużo o psychice ludzkiej nie wiem... ale są rzeczy, które się widzi instynktownie (jak na tajnego agenta przystało). Nie chcę się za bardzo rozpisywać, więc pokolei postaram się wymienić te rzeczy:
1. Chyba najbardziej zauważalne: auto. Jest w stanie śmiać się na całą ulicę, wejść do auta i jak wciśnięcie guzika - milczy, jest spokojna i jakby smutna. Patrzy na okno pustym wzrokiem i widzę jakby obecna była tylko ciałem a myślami daleko, daleko stąd.
2. Skoro już jestem przy patrzeniu za okno... na imprezie, na Leftwood, na misji, podczas przejmowania jakiejś tajnej kryjówki, lub podczas ratowania świata (jak się to nam często zdarza...), wystarczy, że spojrzy za okno i jestem w stanie zauważyć, iż uśmiech właśnie znajdujący się na jej twarzy jest sztuczny. Inni chyba tego nie zauważają... na przykład gangsterzy.... mogli by to tak wykorzystać... nie robią tego, bo tego nie widzą.
3. Kolejne najbardziej widoczne: ktoś wspomni o "bliskich nam osobach", o "osobach na których nam zależy", o przeszłości, zwłaszcza jej... Coś się stało, dawno temu, bardzo dawno temu... chyba nikt nie wie. Jedno jest pewne - ona sama nam tego nie powie i jak będziemy o to dopytywać to szczęśliwa nie będzie. Czasami mam wrażenie jakby ta szczęśliwa, wulgarna i pijana Shatle była tylko skorupką. W środku jest smutek, być może nawet cierpienie, które za wszelką cenę próbuje się wydostać na zewnątrz.

<<>>>

(Shatle) James Bond. Nic dodać, nic ująć. Standard. Typowe. Czyni swoją powinność. Obserwuje. Nie jest nachalny, uporczywy, zbyt ciekawski... jest sobą. Dżentelmenem z manierami, który całą swoją dociekliwość próbuje schować... ale i tak mu się nie uda... DA! Jestem Shatle! Nic się przede mną nie ukryje... chociaż przyznam. Robi to na tyle wyrachowanie i delikatnie, że to nie...

...to nie boli.

<<>>>

(Q)
- Agencie 007...-zawołałem dyskretnie Jamesa, który właśnie zbliżał się w moim kierunku z Lucasem.
- Tak? - spytał.
- Zna się pan z Shatle prawda?
- Zależy o co panu chodzi?
- Pewnie zauważył pan, że jak wznosimy toast lub pijemy, za każdym razem ona trzyma kieliszek w górze dłużej niż reszta. Wie pan może z czego to wynika?
- Przyznaję, nie zauważyłem tego wcześniej...
- Pilnuj własnego nosa - dodał Lucas - dobrze ci radzę młody: nie wtrącaj się w jej życie. Nie chcesz tego. Jak byłem młody też mnie korciło, ale sama mnie potem MOCNO zniechęciła. Nie tylko mnie, ale też i innych. - po tych słowach odszedł.
James odwrócił się w stronę gabinetu agentki M gdzie właśnie przebywała z Shatle.

<<>>>

(M)
- Co o nim sądzisz? Ile już o tobie wie?
- Sama nie wiem... Może jeszcze tydzień na książkę...
- Elaborat o tobie? - zapytałam śmiejąc się.
- Tia.... - odpowiedziała również śmiejąc się.
- I wszystko wyrzuci jak dowie się ... - w tym momencie spoważniałyśmy.
- taaa... Dowie się...
- Jak poszukiwania? - zapytałam próbując zmienić temat.
- Wciąż nic. Szukałam chyba wszędzie. Odwrócił się w naszą stronę. Czyżby rozmawiali na nasz temat?
Odpowiedziałam uśmiechem.
- Dajesz EmMa! Wypijmy za nasze stare, dobre czasy!
- Jestem w pracy.
- To napij się wody. - odpowiedziała z jej szyderczym uśmiechem nienawiści.
- "Nasze dobre czasy" były takie?
- Pij nie marudź.

<<>>>

(Q)
- O widzisz? Teraz. Trzyma kieliszek dłużej....

<<>>>

(James)
4. Toast. Kolejna czynność, przy której mogę wykryć iż ma sztuczny uśmiech lub głęboko i chyba poważnie nad czymś myśli. To właśnie powoduje. że trzyma kieliszek, lub co się częściej zdarza,  butelkę w górze.
5. Jeszcze jedna melodyjka wyprowadza ją z równowagi... Uśmiech spada jej z ust automatycznie. Jeżeli podczas tej misji mieliśmy grać na czas... nie. Ona zdobędzie to co miała i zapomni o czasie, o tym, że ma jak najwięcej ludzi przeżyć i wyjdzie (jest przy tym dość okrutna). Ucieknie jak najdalej byle by tego dźwięku nie słyszeć.

%%%%%%%%%%
Yo!
Dzisiaj spóźnione o 2 miesiące, wyrwane z dupy, przemielone przez młyn 20 razy, przetrawione przez wszystkie krowie żołądki... Mam nadzieję, że wy też sobie daliście z tym radę. Ja już po krowim pogrzebie - krowa nie wytrzymała. Przepraszam z góry.... w sumie to z dołu....
Eh... brak umiejętności wysławiania się boli.
Niestety mam jeszcze jedną złą wiadomość:
 Nadchodzący i zbliżający się mysimi tip-topami post również będzie z dupy, ale mam nadzieję, że łatwiejszy do czytania. Na pocieszenie: szykuje się wielki specjal (wielkie wydarzenie) w życiu Shatle, które nam dużo o niej powie, a sam James będzie mógł swój (nienapisany) elaborat wyrzucić.... ale to wiecie.... sooooooon.... nie teraz. Jeszcze jedne wypociny.
Jedne.
Zachęcam do komentowania i zadawania pytań. To bardzo motywuje i przyśpiesza pisanie wypocin.
Nie śpię i żegnam.

~CiaoOOOoOOOOOOOoo <3
Wasza Zuzu
~ Audycja zawiera lokowanie produktów

wtorek, 11 listopada 2014

Powrót

listopad, godzina 14:30, Throne, apartament Shatle

     Z zakupionych wcześniej składników, Shatle ugotowała obiad - spaghetti.  Do posiłku: szklanka wody, kawałek bagietki i ser żółty do posypania. Kiedy spróbowałem - oniemiałem. Najlepsza potrawa jaką kiedykolwiek w całym moim życiu próbowałem. Po obiedzie pozmywała naczynia i poszła do dużego pokoju. Na stole miała rozłożoną dużą mapę świata i jakieś inne kartki. Mapa była cała pokreślona. Shatle spokojnie siedziała na krześle i coś zaznaczała.
- Co robisz? - spytałem stojąc tuż nad nią.
- Ja? ... - nastała cisza - ... nic. - odpowiedziała zamyślona, głęboko wpatrując się w mapę.
Dwugodzinną ciszę przerwała agentka M dzwoniąc na mój telefon.
- Gdzie jesteś?
- W domu Shatle.
- Dobrze. Czy Shatle słyszy naszą rozmowę?
- Nie.
- A jak daleko jest od ciebie?
- Jest blisko mnie jeżeli o to pytasz. Ale myślę że nie nic nie słyszy.
- U niej nigdy nie wiadomo... a co robi?
- Patrzy na mapę świata.
- Aha. Czyli faktycznie nic nie słyszy. Dobrze. Mam dla ciebie wieści. Jakie? Sam zadecydujesz. Dzień przed waszym powrotem z urlopu musisz się pojawić na bankiecie. Maxim Black i jego koledzy będą wśród gości. Będzie to jedyna opcja zdobycia kodu dostępu do [...]. W każdym bądź razie... idąc na bankiet, Shatle będzie musiała zostać sama w domu. Nikogo do niej nie wyślę. Twoim zadaniem będzie: po pierwsze, nic jej o tym nie mówić do momentu, godziny przed twoim wyjściem na bankiet. Drugie: wpłyń na nią jak się tylko da, tak abyśmy byli pewni, że podczas jej samodzielnego pobytu w domu, nigdzie nie ucieknie i nie zrobi niczego głupiego.
- Zrobię, co będzie trzeba.
- Dobrze. A jak twoje pozostałe misje?
- Jeżeli chodzi o "wilki" na razie nic, ale to się jeszcze zmieni.
- A jej samopoczucie?
- Myślę że dobre.

     Wciągu całego dnia raczej się nic nie działo. Shatle przy mapie, Shatle zmieniająca płytę w radiu, Shatle tańcząca w tajemniczym pokoju, Shatle przy mapie, Shatle robiąca kolacje, Shatle jedząca kolację, Shatle siedząca przy mapie, Shatle siedząca na sofie, popijająca fioletowym trunkiem, wpatrująca się w telewizor, Shatle czytająca książkę, Shatle biorąca leki, Shatle patrząca na mapę...
Ja w tym czasie sobie spokojnie czytałem „moje” dzieła, w większości melancholijne. Po jakimś czasie, odezwała się.
-Pościelę ci w gościnnym. Nie będziesz miał z tym żadnych problemów?
    -Nie....
-Ok. Jak tylko pościelę i się umyję to łazienka będzie wolna.
Skinąłem głową że rozumiem. Jak tu tego nie odebrać w ten sposób? Ona po prostu mnie kusiła. No jak tu się tu temu nie oprzeć? Kiedy wyszła z łazienki wyglądała przepięknie. Miała na sobie półprzeźroczystą białą halkę, która kończyła się w połowie jej uda. Dekolt był ozdobiony czarną koronką. Tuż pod nią znajdowała się podwójna halka, przez którą się nic nie przebijało. Shatle weszła do kuchni i nalała sobie do kieliszka białego wina. Zanim wypiła, uniosła kieliszek do góry, jakby chciała wznieść toast. Zrobiła łyk. Przyłożyła kieliszek do czoła i spojrzała za okno.

<<>>>

-Psssst... Shatle... on tu idzie.... i on chyba chce...
-Tak, wiem Hidi co on chce...- dyskretnie ze sobą szeptałyśmy.
-I co zrobisz?
-Hidi japa... on tu jest...
Do kuchni wszedł półnagi James. O kurde!! Gdybyście widziały jego klatę... cholera... sama bym przeleciała... och jak tej durnej Shatle zazdroszczę... O czymś tam porozmawiali... prawił jej pewnie komplementy...
Shatle siedziała na blacie kuchennym a James stał tuż przed nią. Po krótkiej chwili przyłożył swoją prawą rękę do jej włosów... O kurde... zaczyna się... muszę to zobaczyć... :D Poprawił jej pasemko włosów. Oooooo.... O, tak... lewa ręka Jamesa znalazła się na jej udzie. 

<<>>>

Miała delikatną, chłodną i gładką skórę. Poczułem jej zapach. Był jak lawenda i jaśmin. Zbliżała się coraz bliżej mnie. Odłożyła kieliszek i chwyciła dłonią blat. Im bliżej mnie była, tym bardziej skupiałem się na jej zapachu niż na mojej misji. "James, "wilki" pamiętaj...". Poczułem jej dłoń na mym ramieniu. Dłoń w przeciwieństwie do ud była ciepła... ale co to? .. jej uda zaczęły się robić coraz cieplejsze... zapach zaczął być coraz mocniejszy. Poczułem jej usta na na moim policzku. Zbliżały się do ucha...

<<>>>

Co do jasnej cholery ona robi?! Nie poznaję jej?!

<<>>>

Jej druga ręka znalazła się na moim drugim barku. W tle wciąż leciał utwór Adriana von Zieglera. Jej usta się otworzyły.
- Idź spać - powiedziała poirytowana. Przesunęła mnie, uzupełniła sobie kieliszek i wyszła z pokoju.

<<>>>

NO! Już myślałam że jest chora czy coś...

<<>>>


            Kolejne dni mijały spokojnie: chodziła później ode mnie spać, rano wstawała żeby pobiegać (ja z nią) (nigdzie nie mogła wychodzić beze mnie), siedziała przy mapie, słuchała muzyki, tańczyła, ćwiczyła ze mną i jej ulubionym zajęciem okazało się patrzenie za okno z kieliszkiem w ręku. Moja misja co do "wilków" nie udawała mi się. Sposób wydobywania informacji, któremu każda kobieta się poddaje i mówi wszystko jest miłość, a konkretniej sex... próbowałem 2 razy i za każdym razem kończyło się to fiaskiem. Szperanie w szufladach, dokładne przeglądanie zapisków, telefonu też nic nie dawało. Nie miała tam niczego o "wilkach"... żadnych podejrzanych rzeczy. Trudno... została mi jedyna opcja: zapytać wprost. Za cztery dni mieliśmy wracać. Za trzy dni miałem iść na bankiet.
Shatle siedziała spokojnie na sofie, otulona kocem, patrzyła pustym wzrokiem w podłogę. Włączyłem dyktafon. Odsunąłem krzesło od stołu i ustawiłem je przed nią. Usiadłem na nim i zacząłem:
- Shatle?
- ... eeee.. tak?
- Mało o sobie wiemy. Skoro mamy ze sobą pracować dobrze by było wiedzieć coś o sobie.
- Mhhm... słusznie. Kto zaczyna?
- Może ty. Sam nie wiem co mógłbym ci o sobie opowiedzieć.
- Ok. Tylko nie wiem ci o mnie Lucas nagadał...
- Czekaj.. skąd wiesz..?
- Uważasz mnie za durną? To było oczywiste.
- Powiedział dużo rzeczy, z którymi się nie zgodzę - po tych słowach się uśmiechnęła - Nawet jeżeli coś mi powiedział, to i tak wolałbym twoją wersję.
- Dobrze... to zacznijmy od początku. Dawno, dawno temu za górami, za lasami... czy jakoś tak... jak już pewnie wiesz należałam do tej...
- "Wilków"?
- Kogo? - znów się uśmiechnęła - a.. tak.. "WILKÓW"... byliśmy źli i robiliśmy złe rzeczy. Pewnego dnia zemdlałam a nikt z ... "wilków" tego nie zauważył. Zostałam znaleziona przez policję. Wsadzali mnie do kicia, uciekałam, próbowali mnie zabić, nie wychodziło im... itd. Oczywiście moi przyjaciele sobie zwiali z domu a wszystkie tajne szyfry i skrytki, itp zniknęły... Raz policja złapała mnie i dała mi do wyboru. "Masz dobry talent więc byli byśmy zaszczyceni gdybyś mogła stać się jedną  nas" "Śmierć albo my". Jak myślisz co wybrałam?
- Policję?
- Ty se chyba żartujesz... Jasne że nie! Właśnie mnie uraziłeś... No na logikę... należałam do najgorszych, najtrudniejszych do znalezienia, najokrutniejszych z wszystkich grup gangsterskich. Byłam jak najbardziej przeciw policji. I ty myślisz że tak o bym sobie stchórzyła i wybrała gliny? NIE. Wybrałam śmierć. Jak w jakimś komiksie z broni wyskoczyła chorągiewka z napisem "PIF PAF", po zobaczeniu tego usłyszałam coś w stylu "Sorry nie obchodzi nas twoje zdanie i tak będziesz jedną z nas". Dopiero po tych słowach skindzioliłam. Potem znaleźli emulsję, ogarnęli że działa na mnie, tylko na mnie.
- Wybacz że przerwę, ale co czujesz podczas bycia w emulsji?
- Wchodząc w stan? ból, duszę się, jest mi zimno a za chwilę gorąco, czuję jakby mi odrywano kończyny, tracę w nich czucie, nic nie widzę, znów się duszę, czuję jakby mi się skóra kurczyła, pękała. Potem jak mrugnięcie oczu, już wychodzę ze stanu. Wszystko co czułam jakby się sprawdzało. Jestem słaba, a skóra, która mi już wcześniej pękła zaczyna krwawić. Wracając do tematu... Potem mnie wsadzali, wyciągali... nie potrafili się ogarnąć... skomplikowane, zawiłe i nieprzyjemne. Zbyt krótko się znamy abyś wszystko wiedział. Kiedyś mnie wypuścili ze słoika i zaprowadzili do pewnej sali. W środku czekał na mnie nowy dyrektor CIA. W życiu kolesia nie widziałam ale trochę mi świata umknęło przez emulsję. Napisaliśmy dłuuugi, dłuuugi kontrakt. Było tam napisane na przykład: "wykonam ileś tam set tysięcy misji", "odbędę 5 lat za biurkiem", "wczepią mi mikrofon, słuchawkę" , itd. W zamian moje winy zostaną odkupione, ja będę wolna a "wilkom" dadzą spokój. To tylko drobna część warunków. Poszłam na tą operację. Wczepili mi co mieli ale jakiś koleś, któremu kiedyś tam zamordowałam córkę zaczął się mną bawić. Sprawdzał na przykład jak się moje ciało zachowa z bąbelkiem powietrza w moim krwiobiegu, a może pozmienia mi właściwości żołądka... ta... można by wymieniać i wymieniać... dalej.... spędziłam te cholerne 5 lat za biurkiem. Potem 2 lata w terenie z ochroniarzami i innymi ścierwami... aż w końcu trafiłam na moją pierwszą misję. Pierwszą mam na myśli samodzielną i oficjalną. Poszłam sobie, odwaliłam pół roboty, spotkałam ciebie i wróciłam do słoika. Resztę historii znasz. Coś jeszcze chciałbyś wiedzieć?
- "broń 103"?
- 2 lata w terenie. Byłam ich tajną bronią. Wiedziałam wszystko.... no 99% o przestępcach, gangsterach, ich technikach oraz o sposobach zwalczania ich. Oczywiście to że byłam ich "bronią" to nie znaczy że chętnie pomagałam. 103 to po prostu kolejny numer tajnej broni. Numer 100 ma emulsja, słoik i te durne bazuki.
- To niekulturalnie, ale muszę spytać: 004? Jakie wspomnienia.
- Wspomnienia? Nieciekawe i niefajne. Na razie tylko tyle ci mogę powiedzieć. Teraz ty... A! i jeszcze jedno. Muszę cię zmartwić. Jeżeli chodzi o twoją misję co do "wilków", to niestety ale będziesz musiał przekazać EmMie, że misja zakończyła się niepowodzeniem. Ale wracając...
-Jakiej misji? - zapytałem, po czym ona się zaśmiała.
- Oj... to my się chyba nie znamy. Mnie jest ... hm... bardzo,bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo trudno okłamać . Kontynuuj.
Po tej jakże ciekawej rozmowie Shatle poszła się myć. Wszystko było jak zwykle... po za jedną rzeczą...

<<>>>

James poszedł się myć. Czy dałam mu wyraźnie znać o tym, że nie pisnę ani słowa o nich? Hmmm... No nic. Zadzwoniła EmMa.
- Shatle?
- Hai?
- Jak się czujesz? Dba on o ciebie?
- Moje samopoczucie? W miarę ok. Bywało gorzej... chociaż super świetnie nie jest. On? Ok. Tylko ma z tym mały problem.
- Jaki?
- Ktoś, nie powiem kto, kazał mu ze mnie wyciągnąć informacje na temat "wilków".
- Powiedział ci?
-Czy ty wiesz co i o kim to powiedziałaś?! James jest mądrym, porządnym i TAJNYM agentem. Nie pracuje pierwszy tydzień. Oczywiście że mi nie powiedział. Domyśliłam się. To jest typowe w twoim stylu. Cały ten urlop jest w twoim stylu. No... ale w każdym razie. Do rzeczy.
- Zadzwoniłam do ciebie aby się dowiedzieć co u ciebie. Ale... przy okazji. Jutro James przekaże ci ważną informację. Możesz teraz sprawdzić czy nie kłamię. Hidi to samo. To co on powie to będzie najszczersza prawda.
- Ok.
- Jak ze sweap night?
- Było wczoraj ale wszystko ok. James się nawet nie obudził..No nic. Muszę kończyć. James już się wymył.

 Nalałam sobie napój do kieliszka i spojrzałam za okno. James już chyba poszedł spać. Ok. Mogę zacząć...

<<>>>

            Dzisiaj nie poszedłem spać o tej godzinie co zwykle. Postanowiłem że zobaczę co ona tak długo robi. Przez godzinę wciąż świeciło się światło. Potem przeszła się po apartamencie i zaczęła gasić wszystkie światła. Weszła do mojego pokoju. Zamknąłem oczy i udawałem że śpię. Shatle uchyliła okno i stanęła tuż przed krzesłem na którym miałem powieszony garnitur. Przykucnęła i obydwiema rękami chwyciła moje ubranie. Powąchała, przytuliła, spojrzała na mnie i pod nosem powiedziała "James". Wstała i wyszła. Potem była cisza. Po 2 godzinach postanowiłem się przejść po domu. Wstałem najciszej jak się tylko dało i wyszedłem z pokoju. Korytarz był ciemny i pusty. Doszedłem do kuchni. Również była pusta, ale światło księżycowe, które wpadało do kuchni przez okno rozjaśniało pokój. Skierowałem się ku sypialni Shatle. Całe szczęście, że  w ostatnim momencie się zatrzymałem. Zobaczyłem Shatle, która siedziała na parapecie i wpatrywała się w okno. Postanowiłem nic nie mówić. Shatle przez całą noc nie spała. Jedyne co robiła to zmieniała pozycję z siedzącej na stojącą i odwrotnie. Dopiero ok. godziny 3.30 weszła do łóżka. Kolejną rzeczą, która mnie zdziwiła było to że... Shatle sama spała na dwuosobowym łóżku, ale leżała na nim jakby robiła miejsce dla kogoś... leżała z brzegu... jedyne co wykraczało poza jej połowę łózka była jej ręka. O 4.40 znów pojawił się jakiś ruch. Ręka, która leżała koło poduszki po "nie jej stronie" się zwinęła w zamkniętą pięść. Następnie dłoń się rozluźniła i zaczęła machać ręką po prześcieradle i pod kołdrą jakby czegoś szukała. Dłoń niczego nie znalazła i wróciła na swoje pierwotne miejsce. Po krótkiej chwili Shatle przytuliła się obiema rękami i jeszcze bardziej zwinęła się do pozycji embrionalnej. Oczy, na smutnej twarzy, się otworzyły. Shatle wstała i zaczęła się ubierać. Postanowiłem wrócić do swojego pokoju zanim mnie nakryje.
Czego ona szukała... kogo? Mnie? Liczyła że wejdę jej do łóżka? Nie... Przecież kiedy ja chciałem to mnie odtrącała... Nie wiem... kolejne pytanie bez odpowiedzi.

<<>>>

Wstałam jak zwykle, po zwykłej nocy i jak zwykle zaczęłam się ubierać by móc jak zwykle iść pobiegać, kiedy usłyszałam lekki i cichutki szelest w pokoju Jamesa. "Hidi?" pomyślałam "co to?" i uzyskałam odpowiedź "James. Wczoraj nie chciałaś żebym ci przeszkadzała..." (ja)"On mnie podglądał całą noc? Dopiero teraz?" (Hidi)"No... też tak uważam..." (ja)"przecież to James Bond! Co on taki mało ciekawski..."

<<>>>

Cały dzień był spokojny. Był jak zwykle. Shatle pomimo nie przespanej nocy nie wydawała się być ani trochę senna. Zbliżała się godzina bankietu. Kiedy podszedłem do Shatle ona zaczęła:
-No co mi chcesz powiedzieć?
- Ja?
- Tak ty. Masz mi coś od EmMy przekazać.
- Skąd ty to wiesz?
- To że o dziwo ona z tobą nie rozmawia, to nie znaczy, że ja nie mogę...
- Aha. Za godzinę muszę wyjść na bankiet. Będziesz musiała zostać tu sama...
- Kto do mnie przyjedzie?
- Nikt...
- Sorry, ale nie wierzę.
- Czemu? Przecież nie pierwszy raz zostaniesz sama. Na Leftwood...
- Na Leftwood Street miałam 2 ochroniarzy. Tak, tego dnia co po mnie przyjechałeś też miałam. So... kto do mnie przyjdzie?
- Nikt.
Uśmiechnęła się.
- Ok. Ustalmy że ci wierzę... no i?
- I tyle. Chciałbym cię jeszcze prosić abyś nigdzie stąd nie wychodziła.
- Ok. Idź się ubierać a ja w tym czasie muszę sobie poważnie porozmawiać z EmMą...

<<>>>

- Co do jasnej cholery ma to znaczyć?!
- Witaj Shatle? Co u ciebie? - powiedziała spokojnie M.
- Co to ma być?!
- Spokojnie. Jak już ci wczoraj mówiłam to prawda. Nikogo nie będzie. Możesz mnie sprawdzić czy nie kłamię. Będziesz sama. Dlatego błagam cię nigdzie nie wychodź i nie rób nic głupiego...
Pi-pi-pi-pi... rozłączyłam się, wciąż nie dowierzając co się dzisiaj stanie...

<<>>>

Tuż przed wyjściem ustawiłem kamerę na drzwi wyjściowe i wszystkie okna. Teraz już miałem pewność że nigdzie nie ucieknie.

[...]

Od razu po misji wróciłem do apartamentu. Pobity i dosyć zakrwawiony wszedłem do przedpokoju... a co to? Zamiast spokojnej i lekkiej muzyczki usłyszałem to, a Shatle nigdzie nie było. Zanim zdążyłem wejść do jej pokoju, złapały mnie za koszulę 2 silne ręce i wciągnęły do kuchni. Popchnęły mnie na krzesło. Tuż koło mnie, na stole, zobaczyłem przewrócony kieliszek, butelkę wina, krew i nóż wbity bardzo głęboko w stół. Zdziwiony i przerażony odwróciłem głowę w kierunku ów silnych rąk. Oniemiałem...
- Siedź i się nie ruszaj... - powiedziała Shatle w bardzo ubogim stroju. Jedyną osobą w tym pomieszczeniu (po za mną) była ona.
- Co tu się stało?
- Tu? A co się miało stać?
- ...
- Buy the way... poznaj Hidi.
W tym momencie stało się coś niezwykłego. Ściana podzieliła się na równe kwadraty, które zaczynały się obracać. Wcześniej kremowa farba, była teraz kawałkiem metalu. Ściana zaczynała być pokryta coraz bardziej metalem. Ze zmechanizowanej ściany, wysunął się robot o kształcie ręki.
- Witaj James. -wydobył się dźwięk z małych głośniczków - Miło że wreszcie zostaliśmy sobie przedstawieni. Mów mi Hidi. 
- Kto to?
- Hidi - powiedziała jakby pijana Shatle - robot.
- Wy, zwykłe i proste człowieki mówicie jeszcze na to "sztuczna inteligencja".. ale ja sztuczna nie jestem...
- Hidi daj mi zimny nóż.
W tym momencie jeden metalowy kwadrat wysunął się. Okazał się być szufladą. Shatle wyciągnęła z niej nóż i podeszła o mnie. Stojąc tuż przede mną, przyłożyła mi nóż do mojej rany na czole. Nóż miał chyba -50stopni Celsjusza.
- Ciiii... wiem że boli... nie narzekaj marudo... - mówiła lekko śmiejąc się z tego co mówi. Zaszyła mi rany i bardzo profesjonalnie mnie opatrzyła.

   Wyszedłem na misję. Na kilka godzin. Kiedy wróciłem wszystko się zmieniło. Większość rzeczy, o których mi Lucas opowiadał, zaczęło się sprawdzać. Była jakby szczęśliwa, jakby pijana... Miała bardzo dużą gestykulację. Jak wcześniej mówiła wszystko z ponurą i lekceważącą ironią, teraz wydawała się być szalona, szczęśliwa, wulgarna... nie wiem jak to nazwać... Spokojne utwory (jazz, symfonie, itp) zamieniły się na rap, pop, techno, dubstep i inne tego typu piosenki. Pastelowe sweterki, seksowne sukienki i cieniutkie apaszki zamieniły się na bardzo seksowne i ubogie ubrania - krótkie jeansy i baardzo króciutka bluzeczka.

   Shatle mi wytłumaczyła czym dokładnie jest Hidi i np. opowiedziała mi o tym iż Hidi jest włączona bez przerwy i to że jest wszędzie: w kuchni, sypialni, na korytarzu, ale też w łazience i toalecie. Hidi jest wyposażona w narzędzia tortur, kamery, czytniki, noktowizory i wiele, wiele, wiele innych. To kiedy się myłem, Hidi widziała. Jak się jeszcze potem dowiedziałem to nagrywała. Jest na Leftwood Street i we wszystkich jej domach (oczywiście to zmusiło mnie do zadania pytania "A ile tych domów jest?" i na odpowiedź dostałem "dużo") i w wielu, wielu innych miejscach. Dowiedziałem się jeszcze że Hidi jest w sumie bardzo dużym i ogromnym wirusem. Nie ma miejsca,  jakiego nie była by w stanie zhakować.
Do końca urlopu Shatle zachowywała się tak jak ją zastałem - była pijana i wulgarna.

<<>>>

Powrócili z urlopu, a razem z nimi stara, moja ukochana Shatle.

%%%%%%%%%%
Yo!
Z dużym opóźnieniem, ale jest. Wiem że długi, ale wcześniej sobie obiecałam że cały urlop zmieszczę w dwóch postach... to przez przypadek poprzedni był krótki :P
Mam nadzieję że się miło czytało. Zachęcam do komentowania i zadawania pytań. To bardzo motywuje :)
Nie śpię i żegnam.

~CiaoOOOoOOOOOOOoo <3
Wasza Zuzu
~ Audycja zawiera lokowanie produktów